top of page

Masochistyczne myśli

  • popaprana
  • 20 cze 2017
  • 4 minut(y) czytania

Jedzie mężczyzna w tramwaju i myśli: – Żona – zołza. Przyjaciele – oszuści. Szef – sadysta, idiota. Praca – beznadziejna. Życie do dupy…. A Anioł Stróż stoi za jego plecami i zapisując to wszystko myśli: – „Ale dziwne życzenia i to codzienne, ale cóż mogę zrobić, muszę je spełniać”.

No to zagadka rozwiązana już wiadomo czemu to wszystko jest do dupy. Po, co Ci coach, afirmacje, medytacje, pozytywne myślenie i inne cuda na kiju, skoro Anioł Stróż nie potrafi filtrować myśli w odpowiedni sposób i działa na Twoją niekorzyść.

Ten owy Anioł Stróż przypomina mózg, który od czasu do czasu próbuje nas zwyczajnie dobić. Mnie mój próbuje regularnie. Stale żyje w stanie wojennym, wiecznie w gotowości do boju, wiecznie czujna, żeby przypadkiem mój Anioł Stróż cichaczem jakieś wybuchowej świni mi nie podłożył.

A tak całkiem serio to mimo, iż rada myśl pozytywnie brzmi dość banalnie nie jest ona całkowicie pozbawiona sensu. Nie chodzi o to, żebyśmy niczym upojone psychotyczne dziwolągi biegali z uśmiechami od ucha do ucha i traktowali wszystko bardzo lekko. Chodzi bardziej o to, żeby nie stać się niewolnikiem własnego dołującego nas myślenia, co do łatwych nie należy.

Kiedy już jakaś chora myśl typu: jestem beznadziejna, on mnie już nie chce, nic mi nie wychodzi, się nas uczepi to wszystko zaczyna kręcić się wokół niej, a my jak jacyś masochiści szukamy potwierdzenia jej prawdziwości. Na ogół są to jednak kłamstwa, a nasz problem polega na tym, że w nie bezgranicznie wierzymy.

Weźmy pod lupę związki i przyziemny przykład. Masz sobie partnera albo partnerkę i czujesz, że jest między Wami równowaga jakiej nigdy dotąd nie czułaś i nagle pojawia się myśl, na pewno za chwilę się to rozsypie, przecież to nie może trwać wiecznie. Poszedł na imprezę sam, bo Ty nie miałaś ochoty, więc zaczynasz snuć wizje: a może ma mnie gdzieś, może bawi się teraz z kimś innym, zdradza mnie, już mu się nie podobam.

Potem on wraca a Ty cwana, bacznie go obserwujesz i dopatrujesz się czegoś dziwnego, a jak szukasz to znajdziesz, albo będzie Ci się wydawało, że znalazłaś. Bo to, co wcześniej było dla Ciebie normalne nagle staje się podejrzane. Faza podejrzliwości osiąga apogeum, gnębisz go, zadajesz w kółko durne pytania i fochujesz się, sama nie wiedząc o co. On/Ona zbywa Twoje pytania, albo denerwuje się wałkowaniem na okrągło tego samego tematu. A, co robisz Ty? Utwierdzasz się w przekonaniu, że między Wami nie jest już tak, jak dawniej. Co to daje? Sęk w tym, że kompletnie nic. Wierzysz w kłamstwa, które podpowiada ci mózg. W dodatku są to kłamstwa, które Cię przygnębiają i stresują.

Szukajcie a znajdziecie. Jak się szuka gówna to się znajdzie gówno. Jak się szuka złota to w gówno się wdepnie i tego nie zauważy. Myślenie można, więc uczynić naszym sprzymierzeńcem, albo wrogiem, z którym nieustannie trzeba toczyć batalie.

Kiedy skupiamy się na kolorze niebieskim widzimy niebieski wszędzie, siedzimy w temacie ciąża, dzieciątko, poród, mamy wrażenie, że wszystkie kobiety dookoła to ciężarówy, myślimy, że wszystko jest do dupy a ludzie beznadziejni to tak się dzieje. Nie dlatego, że mamy tajemne moce i przyciągamy wszystko, co złe, ale dlatego, że tak się na tym skupiamy, że nie ma już miejsca ani czasu na dostrzeganie pozytywów. Nasza uwaga skierowana jest na widzenie tylko tego, co białe lub czarne. Filtruje to, co my jej podsuniemy. Sęk w tym, że to my, jesteśmy zarządcami tego filtra. Jeśli przepuścimy przez niego tylko to, co fantastyczne i dobre dla nas, to zwyczajnie dostajemy premię i mnóstwo bonusów. Jeśli olejemy tą robotę, pozbawiamy się środków do życia.

Tak, więc do naszego zakresu obowiązków należy wyłapywanie wszystkich myśli, które ciągną nas w dół i zastępowaniu ich tymi, które pomagają nam wznieść się na wyżyny, albo zwyczajnie nie popaść w depresje. Kiedy wiemy, co nas przygnębia to już jesteśmy do przodu, teraz trzeba skupić się na tym, co nas cieszy a następnie … skupiać się na tym częściej, aż wypracujemy nawyk dostrzegania pozytywów w każdej sytuacji. Sam Budda mówił: „Jesteśmy tym, co o sobie myślimy. Wszystko czym jesteśmy, wynika z naszych myśli. Naszymi myślami tworzymy świat”.

Bardzo pomocna w kierowaniu własnymi myślami okazuje się też rada Robbinsa autora książki Obudź w sobie Olbrzyma, który twierdzi, że „zmieniając słowa (…), których regularnie używasz do opisania własnych emocji – możesz w jednej chwili zmienić swoje myśli i uczucia (…), słowa kształtują nasze przekonania i wpływają na podejmowane działania”.

Na tej podstawie można się nieco pobawić, stworzyć swój własny słownik transformacji i zmienić negatywne myśli w pozytywne a przynajmniej w neutralne, tak by nas nie przygnębiały za nadto.

Czyli wracając do początku, żonę zołzę, można ździebko ocieplić i powiedzieć, że to moje małe zołziątko, brzmi śmiesznie i przestaje mieć taki negatywny wydźwięk, przyjaciół oszustów zamieniamy na osoby, które czasem błądzą , my wówczas stajemy się tymi wybaczającymi, szefa sadystę zastępujemy szefem z problemami, wtedy nawet zaczynamy mu współczuć, życie zamiast do dupy niech będzie krztynkę drażniące, w ten sposób nie przekreślamy go całkowicie a beznadziejna praca odrobinę uciążliwa a uciążliwości mijają. Ciekawe jak teraz zachowałby się Anioł Stróż?

Ja notorycznie używam słowa ździebko, stało się ono moim ulubionym zastępnikiem. Wkurzona? Ździebko. Smutna? Ździebko. Zestresowana? Ździebko. Aż się to ździebko nudne zrobiło. Ale dzięki temu nawet wysoki, negatywny ładunek emocjonalny łagodnieje i staje się łatwiejszy do okiełznania.

Podsumowując, po pierwsze nie bądźmy masochistami, życie i inni ludzie wystarczająco dają nam w kość, nie musimy dodatkowo sobie dowalać, krytykować, obrażać ktoś inny o to zadba, my sobie tym nie zaprzątajmy głowy.

Po drugie nasze myśli mają nam pomagać a nie wpędzać w psychozy, jeśli ktoś lubuje się w snuciu dziwnych wizji na ogół katastroficznych i przygnębiających to proponuję zacząć pisać dramaty, po co ma się talent marnować.

Po trzecie, jak już myślimy to bądźmy twórczy i tak dobierajmy słowa, żeby zamieniać pozorne na ten moment tragedie w lekkie potyczki. Czyli od dzisiaj zamiast „jesteśmy do dupy”, bądźmy chwilowo niedysponowani.

I ostatnie ale najważniejsze: na wszelki wypadek, gdyby znów się komuś włączył guzik z napisem wszystko jest do dupy pamiętajmy, że za nami stoi jakiś gamoniowaty Anioł Stróż i spełnia wszystko o czym pomyślimy. Lepiej, więc myślmy tylko o tym, co nas wzniesie na wyżyny, na siedzenie w dołku to jeszcze czas przyjdzie, oby później niż wcześniej.


Comments


You Might Also Like:
O  MNIE

Jestem specjalistką w nie byciu ekspertem w żadnej dziedzinie. Wszechstronne zainteresowania i zamiłowanie do zmienności sytuacji mi na to nie pozwalają.

Czytaj więcej

 

Dołącz do mojej listy mailingowej

Bądź na bieżąco

Email

bottom of page