Bo warto się puścić
- popaprana
- 12 maj 2017
- 5 minut(y) czytania

Dąb jak to dąb, świadomy swej siły, dumnie rozpościerał swą koronę wysoko ku niebu i patrzył pogardliwie na cieniutkie trzciny rosnące poniżej. Jednak pewnego dnia potężny wiatr wyrwał z korzeniami wielkie drzewo i zwalił na ziemię. Dąb leżał upokorzony, zdziwiony i zmieszany.
Wreszcie zapytał trzcin:
- Jak to jest, że wy, cieniutkie i delikatne, stoicie nienaruszone, podczas kiedy ja zostałem zniszczony u szczytu swej potęgi?
- Aaaaaaaach… - wyszeptały trzciny kołysząc się na wietrze.
- Stałeś wysoki i mocny, nieustępliwie walcząc przeciwko czemuś potężniejszemu niż ty sam. My, małe istoty, zginamy się i poddajemy każdemu podmuchowi wiatru, szalony wicher przelatuje nad naszymi głowami, nie czyniąc nam krzywdy.
Puścić się to znaczyć być jak ta trzcina – przestać stawiać opór, dać się ponieść, podążać za przeczuciem, intuicją, wewnętrznym głosem, który choć niemożliwy do zbadania i zmierzenia, wywołujący u pragmatyków szyderczy uśmieszek, moim zdaniem naprawdę istnieje.
Opór zawsze rodzi się wtedy, gdy mówimy i postępujemy zupełnie nie zgodnie z tym, co tak naprawdę myślimy i czujemy. Ignorujemy intuicję i wszelkie sygnały wysyłane z ciała. Robimy, to co słuszne, powinnościowe, to czego oczekują od nas inni. Możemy śmiać się, gdy chce nam się płakać, niepewność siebie nadrabiać dopracowanym do perfekcji wyglądem, tkwić z kimś w relacji tylko w obawie przed utratą poczucia bezpieczeństwa, uśmiechać się, gdy sprawiono nam przykrość. Możemy otulać się warstwami pierzynki, żeby nikt nie odkrył, że nam zależy, że się boimy, czujemy bezradni i niepewni.
Społeczeństwo popiera otulanie się pierzynką. Jako dzieci, gdy rozbijemy sobie kolano możemy usłyszeć od dorosłych – nic się stało, mimo, iż nam chce się po prostu wyć z bólu, lub wprost przeciwnie, kiedy nic się nie stało, bo przecież rozsypany cukier, czy kanapka, która spadła ze stołu to nie koniec świata, dostajemy fale pretensji, która wpędza nas w płacz i poczucie winy. Nie wiemy wówczas, co jest słuszne, które emocje są prawdziwe, które powinniśmy odczuwać i które pokazywać.
Tłumimy radość, bo ze śmiechu rechotają wariaci a poważny, dorosły człowiek na taką rozpustę nie może sobie pozwolić. Zabijamy własną ciekawość, ze wstydu przed niewiedzą i ośmieszeniem, bo gdy w szkole zadajemy pytania dostajemy odpowiedz „to już powinnaś wiedzieć”. Idziemy na studia, bo trzeba mieć studia, wypada, inaczej pomyślą, że jesteśmy głupi, a poza tym rodzice tak chcieli.
Cała ta lawina zupełnie niepotrzebnych bodźców bardzo rozprasza. Nie dziwota, że nasz wewnętrzny głos nie ma siły przebicia i jest nagminnie ignorowany. Można łatwo się pogubić w tym całym udawaniu, pomylić własne uczucia z uczuciami narzuconymi z zewnątrz, nieco zatracić samego siebie i wyrzec się własnych pragnień. Kiedy sytuacje się powielają uczymy się pokazywać tylko to, co jest do zaakceptowania, jest mile widziane, co wypada i co powinno się odczuwać. Uczymy się nie wyróżniać i stawać jedną bezkształtną masą.
Najtrudniejsze w puszczaniu się jest w ogóle zauważenie, że stawiamy opór swojemu własnemu JA. Dlatego bardzo ważny jest wgląd w siebie, obserwacja własnych reakcji, zadawanie sobie pytań i szczere na nie odpowiadanie. Czy jestem z tym człowiekiem, bo chce czy muszę, bo boję się samotności, braku bezpieczeństwa dezaprobaty innych. Czy w rozmowie z innymi wyrażam swoje zdanie, czy też zachowuje wstrzemięźliwość, żeby nie narazić się na znielubienie. Dlaczego nie rzucam pracy skoro jej nie lubię, co mnie powstrzymuje? Czy naprawdę chodzi tylko o utratę dochodów, czy może strach przed nowym i nieznanym mnie hamuje dlatego dopuszczam do siebie tylko zimną kalkulację, usprawiedliwiając się, że postępuje rozsądnie. Może i rozsądnie, ale na pewno wbrew sobie.
W szczerości z samą sobą szczypta odwagi bardzo się przyda, jeśli do tego dołożymy odrobinę ufności wobec własnej fajności i wyjątkowości, przyznamy sobie pozwolenie na bycie sobą ze wszystkimi wariactwami w oderwaniu od słynnego zdania, „co ludzie powiedzą” – to sukces gwarantowany.
Jest to trudne, wiem, ale warto przełamać ten nawyk dostosowywania się do oczekiwań innych. Wszyscy lubimy być łechtani, szczególnie wtedy, gdy nie czujemy się ze sobą dobrze, to nas podnosi na chwilkę. Dla tych wielu chwilek jesteśmy skłoni nieco nagiąć swoje własne potrzeby a tu już tylko kroczek od zaciągania sobie ręcznego hamulca. Kiedy realizujemy oczekiwania narzucone z zewnątrz ignorując własne pragnienia, (jeśli je w końcu zauważymy), otrzymujemy w zamian bezpieczeństwo, aprobatę i pozorną pewność, że to słuszna droga, bo skoro wszyscy nas takimi właśnie przykrytymi kołderką akceptują, to po, co mamy się odsłaniać i spod ciepłej kołderki wychodzić. Po, co robić cokolwiek, skoro właśnie za nie robienie niczego otrzymujemy głaski i uśmiechy. Leżmy sobie pod tą kołderką jest fajnie i miło a poza nią czyhają jedynie niebezpieczeństwo i niepewność. Po, co podejmować takie ryzyko?
Leżąc pod kołderką możesz oszukiwać siebie i innych dość długo, hamować swoje popędy całymi latami a nawet do usranej śmierci, ale własnego organizmu nie uda Ci się tak łatwo zwieźć. Prędzej czy później nasz opór da o sobie znać. Sygnały wysyłane przez ciało mogą być różne: bóle w sercu, barkach, plecach, obniżone libido a nawet niezrozumiała agresja w stosunku do innych. Zamiast zwalać te objawy tylko i wyłącznie na stres, przemęczenie czy problemy w rodzinie, warto się zastanowić czy nie mają one głębszego podłoża. Może okazać się przypadkiem, że stawiasz opór, boisz się puścić, targają Tobą jakieś niezaspokojone popędy, próbujące wreszcie się uwolnić.
Popędy to nic innego jak marzenia, pragnienia, słowa chcące wydobyć się z naszych ust, ale przez własną, powściągliwość, grzecznowatość, strach przed porażką, znielubieniem bądź dezaprobatą nie dopuszczamy do ich realizacji. Popędy to wszystko to, co jest zgodne z Tobą, twoją naturą, temperamentem. Celowo zepchnięte gdzieś głęboko w przepaść podświadomości, bo często są niewygodne mogą zburzyć nasz spokój, zdezorganizować poukładane, stabilne życie, nie spodobać się otoczeniu. Popędy można porównać do pięknego białego rumaka, który biegnie z całym przekonaniem w konkretnym kierunku, Ty jesteś jeźdźcem, który trzyma lejce i próbuje go z tej drogi zawrócić. Rumak kieruje się sercem, pragnieniem intuicją a Ty zwykłą kalkulacją. Kalkulacja jest bezpieczna. Zawsze możesz tak zmanipulować swoje myślenie, żeby pasowało do Twojej zimnej kalkulacji i usprawiedliwiało zaniechanie własnego działania, bo przecież pod pierzynką lepiej prawda? Ja się pod nią czułam wyśmienicie, aż w końcu nałożyłam tyle warstw, że zrobiło mi się ździebko gorąco.
Szczerość z samą sobą jest kluczem, który może otworzyć wiele drzwi.
Jeśli odpowiedzi, których sobie udzielisz wywołają przerażenie, złość, radość, ulgę bądź inne skrajne emocje a Twoje ciało zacznie na to reagować to znaczy, że dotarłaś do czegoś ważnego, nie ignoruj, więc tego odkrycia.
Jeśli zlekceważysz swoje nagłe objawienie, bo jest np. dla Ciebie niewygodne i burzy Twój spokój, to znaczy, że jesteś jak dąb z opowieści i przez swój opór narażasz się na to, że prędzej czy później zmiecie Cię wiatr. Nie pozwól, więc na to. Nawet jeśli pozwolisz i już się przewróciłaś to sobie poleż, tyle ile musisz, ale leż aktywnie, myśl, zadawaj pytania, próbuj znaleźć odpowiedzi. Czy, to co robię, myślę, mówię jest zgodne z tym co czuje, czy przypadkiem nie włączyłam sobie jakieś blokady. Znajdź ją i się puść.
Bajka o dębie pochodzi z książki Dagmary Skalskiej i Marcina Wąsika „Egoizm to nie grzech! Pokochaj swój umysł”
Comments