Damy tego nie robią
- popaprana
- 28 sty 2017
- 3 minut(y) czytania

Robienie kupy, sranie, sikanie, puszczanie bąków, prutów, pierdów, bekanie, jakże urocze czynności fizjologiczne, nad którymi wprost rozpływamy się, gdy wykonują je małe bobasy. „Oj! Jaką ładną kupkę dziś Perpecia zrobiła”, „Jakiego dorodnego bąka puścił Kazio!” Można, by te bobasy schrupać razem z ich małymi gówienkami, (jak ktoś lubi).
Ale my dorośli, szczególnie kobiety to w ogóle udajemy, że robienie kupy nas nie dotyczy. A fuj! Kupa? Ja nie mam z tym nic wspólnego. Wiadomo, że w towarzystwie nie wypada puszczać prutów na prawo i lewo, to wszak nie eleganckie, ale w obecności swojego partnera to przecież zupełnie inna sprawa, prawda? Można wtedy czy nie można? Faceci nie mają z tym problemów jak im się chce to sobie i cichacza i chłośniacza puszczą, jeszcze mają z tego ubaw po pachy, a co z nami Damami, które też przecież srają?
W ogóle robienie kupy to niby normalna sprawa, ale jednak cholernie zabawna. Kiedy byłam małą dziewuszką to próbowałam sobie wyobrazić moją ciotkę zakonnicę, w tej długiej szacie siedzącą na kiblu i uwierzcie mi nie potrafiłam, a bujną wyobraźnię to ja mam. Stwierdziłam, więc w swej niebywałej wtedy mądrości, że zakonnice nie srają, to nie możliwe, przecież jak miałyby to robić, to byłby śmieszny widok a zakonnice przecież śmieszne nie są, to bardzo poważne i uduchowione posłanniczki boże ;-) No tak to sobie wtedy wymyśliłam.
Wracając to związków to zawsze zastanawiał mnie fakt, jak to jest z tym puszczaniem bąków w parze. Na początku w sytuacji poznania się, kiedy jest miło i romantycznie o puszczaniu wiatrów nie ma mowy. My - Damy udajemy, że ich nie puszczamy, zaciskamy nasze poślady, trzymamy pruty w środeczku i modlimy się, żeby przypadkiem się coś nie wymsknęło. Faceci na początku znajomości też nie robią tego nagminnie, ale z pewnością częściej. Znam nawet takiego, który testował w ten sposób dziewczyny i związał się dopiero z tą, którą jego pruty zamiast brzydzić i odstraszać zwyczajnie bawiły, tak samo zresztą jak durne żarty. Akceptowała go w całej jego śmierdziołowatości i powierzchownym grubiaństwie, dzięki temu w swoim towarzystwie czuli się swobodnie, nie musieli zaciskać pośladów, spinać się i udawać, że bąki to tylko hołota puszcza. Bardzo szybko przeskoczyli na wyższy poziom ich znajomości bez bawienia się w ękę pękę, jaka ja jestem słodka a Ty zajebisty. To jest dopiero prawdziwe wyzwanie, bo przecież kiedy się z kimś spotykamy zawsze chcemy się pokazać od najlepszej strony. My dziewuszki stroimy się, malujemy i próbujemy wyglądać, co najmniej tak ładnie jak na zdjęciach z facebooka (co proste nie jest, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że wcześniej zostały skrupulatnie obrobione przez fotoshopa). A chłopy się wdzięczą i prężą, żeby wypaść na twardych i romantycznych jednocześnie. No i jesteśmy tacy spięci, udowadniający sobie nawzajem, własną wartość. To oczywiście ma swoje uroki, musimy płeć przeciwną czymś zanęcić a samych siebie nieco połechtać i dowartościować. To jest jedyny czas, gdy nie tylko możemy, ale wręcz chcemy drugą stronę idealizować i stawiać na piedestale. Przez myśl nam wtedy nie przejdzie, że facet w naszym towarzystwie mógłby sobie pozwolić na puszczanie bąków, to zdecydowany brak szacunku, oj biada mu za to, biada. To psuje (żeby nie powiedzieć zanieczyszcza), cały romantyczny klimat, no i w towarzystwie Damy nie przystoi.
Wyobraźmy sobie jednak, że jedziemy wreszcie na romantyczny wypad na dziewiczą wyspę, gdzie będziemy mieszkać pod chmurką ewentualnie w szałasie. W filmach taka sceneria jest zawsze tak pięknie uchwycona. Ona i On spacerują po ciepłym piasku, ich stopy muskają pieniste fale a za plecami przebijają promienie ciepłego,zachodzącego słońca. Są na tam sami już czwarty dzień a ona nadal z pięknie wymodelowanymi włosami, ogolonymi nogami i lekkim makijażu. On z kolei spocony, ale pachnący mimo, że nie miał za bardzo gdzie się wykąpać i podmyć, bo ich toaletą można w sumie nazwać całą wyspę. Romantycznie prawda? Romantycznie i sztucznie zarazem. W filmach zawsze pomija się ludzką fizjologię. Gdzieś się trzeba umyć, żeby nie śmierdzieć, gdzieś ogolić, żeby nas ukochany z małpą nie pomylił, gdzieś umalować, żeby nie odstraszyć pobliskiej zwierzyny no i gdzieś zrobić kupę z wszystkimi towarzyszącymi temu odgłosami, bo inaczej nam zwyczajnie tyłek rozsadzi. W tym momencie romantyzm się kończy … to znaczy kończy się jedynie dla tych, którzy wolą iluzję od prawdy.
Wszystkie te pruty, beknięcia, nieogolone nogi, nie umyte włosy, brak makijażu, to świetny wyznacznik tego jak się czujemy przy naszym partnerze i czy widzi on w nas coś więcej poza ładną buzią. Jeśli potrafimy zaakceptować siebie w takim niedoskonałym wydaniu on też nas taką będzie akceptował (jeśli nie, to jego strata). Z kolei jeśli my siebie takiej nie akceptujemy a on tak, to znaczy, że musimy nieco spuścić pary, bo w końcu pękniemy. Nie można być chodzącym, pachnącym, nie puszczającym pierdów ideałem. A nawet jeśli można, to z pewnością musi to być bardzo męczące.
Najlepiej, więc od razu sobie beknąć, puścić bąka i splunąć, wówczas cała wyidealizowana bańka pryska w mig i pozostaje jedynie normalność. Za to jaka piękna normalność? Taka zwyczajna, relaksująca czasem trochę śmierdząca, ale nasza własna.
Zapisz
Comentarios