top of page

Głupota - przekleństwo czy błogosławieństwo?

  • popaprana
  • 29 paź 2016
  • 3 minut(y) czytania

Wyobraźmy sobie, że do Ziemi zbliża się gigantyczna asteroida niczym w filmie „Armagedon” z tą tylko różnicą, że o jej istnieniu wiedzą nieliczni specjaliści, którzy z całym prawdopodobieństwem są przekonani, że asteroida uderzy w Ziemię i zmiecie z jej powierzchni wszystko. Naukowcy wiedzą już o tym od kilku miesięcy a dzięki swoim obliczeniom znają dokładną datę zagłady. Nie dzielą się tą wiedzą z nikim z poza świata naukowego, chcą przez to uniknąć zbiorowej paniki. Jedno jest pewne koniec Ziemi nastąpi już niebawem. Czy ich decyzja jest słuszna? Czy jest sens informować ludzi o ich rychłej i nieuniknionej śmierci,budzić niepokój i lęk, narażać na stres? Może lepiej niech ich ostatnie dni życia przebiegną w błogiej nieświadomości. Z drugiej jednak strony, co z prawdą? Czy nie zasługujemy na to, by ją poznać? W której grupie Ty chciałbyś się znaleźć? Czy w tym momencie nie lepiej pozostać pełnym błogiego spokoju głupcem, nic nie wiedzącym o otaczającej rzeczywistości?

Fajnie jest postrzegać świat krytycznie, próbować zrozumieć, dochodzić do prawdy, analizować, rozkładać na czynniki pierwsze. Piękne cechy współczesnego oświeconego człowieka tylko czy zawsze potrzebne? Jedna z moich ulubionych sentencji mówi, że „Ignorancja to życie w iluzji, wiedza pozwala dostrzec rzeczywistość, a mądrość pozwala być wolnym”. Ja bym jeszcze dodała, że głupota szczególnie ta nieuświadomiona, pozwala być szczęśliwym. Kiedy pisze głupota nie mam na myśli niskiego ilorazu inteligencji, chodzi mi jedynie o podejście do życia, które i owszem powoduje, że żyjemy niekiedy w iluzji, ale za to jakiej pięknej - naszej. Zastanówmy się przez chwilę czy nie lepiej żyje się nam, kiedy np. samych siebie wysoko oceniamy (mimo, że czasami brak ku temu podstaw), kiedy myślimy o sobie dobrze, kiedy wierzymy, że potrafimy dokonać niemożliwego i że wszystko się uda, bo przecież jesteśmy zajebiści, kiedy mimo wad (a właściwie stuprocentowego przekonania, że ich po prostu nie mamy), braku kompetencji, umiejętności, talentów sięgamy po to, po co inni nigdy by się nie odważyli sięgnąć. Ci inni to wszystkie osoby, które owe braki w sobie dostrzegają i albo nad nimi pracują, albo się dołują, dziwiąc się jednocześnie, dlaczego osoba mniej zdolna od nich, idzie przez życie jak torpeda. Czyżby powiedzenie „miej wyjebane a będzie Ci dane”, powinno od dzisiaj być uznawane za życiową mądrość?

Ludziom, którzy przejawiają cechy głupoty nieuświadomionej żyje się o wiele łatwiej, jest to pewna iluzja, ale podobnie jak z wiarą, skoro daje im szczęście to po, co ich uświadamiać, że nieco naginają rzeczywistość, (no chyba, że wierzysz, że jesteś księżniczką Margarett i pochodzisz z rodziny Habsburgów, bo to już jest przegięcie w kierunku psychozy).

Mnie kontakt z ludźmi o takich cechach zawsze doprowadzał do szału, no bo jak tu współpracować z kimś, kto uważa, że wszystko wie najlepiej, krytykuje innych, a sam zachowuje się jak osoby, które ocenia, ma klapki na oczach i za cholerę nie widzi potrzeby poszerzenia sobie pola widzenia. W mniej skrajnych przypadkach, kiedy spotykam osoby przesympatyczne, pewne siebie, które niczego się nie boją, nie potrafią przywołać żadnej swojej negatywnej cechy i twierdza np., że dobrze dogadują się po angielsku (chociaż ja mam ku temu pewne wątpliwości a słowo „dobrze” uznaje za lekko przesadzone), bądź gdy koleżanka z wyższością wytyka innym błędy ortograficzne a sama nie dostrzega, że je popełnia i to nagminnie, wówczas pozostaje mi jedynie dziwić się i podziwiać jednocześnie.

Dzięki moim doświadczeniom z tymi wszystkim czasami irytującymi, ale pełnymi wiary we własne możliwości ludźmi uświadomiłam sobie, że zwyczajnie w świecie dokonuję projekcji. Złoszczę się na nich, zieję agresją i zadaję w kółko to same pytanie; „jak tak można myśleć, a właściwie nie myśleć”? Okazuje się, że moja złość i negatywne emocje biorą się po prostu z zazdrości, takiej prawdziwej, szczerej, zołzowatej zazdrości. Bo tak naprawdę też bym chciała z taką pewnością i wiarą o sobie myśleć. Czy nie było by to cudownie z całym przekonaniem starać się o fajną pracę mimo, że inni ze sceptycyzmem w głosie starają się nam uświadomić, że się do niej kompletnie nie nadajemy, w CV wpisać najróżniejsze pierdoły i mimo, że obiektywnie mijają się one z prawdą w odczuciu subiektywnych są jak najbardziej szczere, podrywać zajebistego faceta, nie dostrzegać sygnałów dezaprobaty i mówić do siebie „o leci na mnie”, czy też mimo deficytów językowych twierdzić, że umiemy dogadać się w kilku językach. Takie podejście niesamowicie podnosi samoocenę i stąd ta moja zazdrość. Takie podejście sprawia, że się po prostu dzieje. Dzieje się wszystko to, w co z całym przekonaniem wierzymy. Skupieni jesteśmy na sukcesie i sukces ten kreujemy, nie dopuszczamy do myśli porażki i ona się nie wydarza. Człowiek może być jednocześnie niewolnikiem własnego myślenia i jego Panem.

Nieuświadomiona głupota dla samego jej posiadacza jest zatem prawdziwym błogosławieństwem, dla osób z otoczenia może stać się uporczywym przekleństwem, ale co tam. Jeśli to działa, pozwala dokonywać rzeczy obiektywnie nie możliwych i być szczęśliwym to wole pozostać głupcem.

Komentarze


You Might Also Like:
O  MNIE

Jestem specjalistką w nie byciu ekspertem w żadnej dziedzinie. Wszechstronne zainteresowania i zamiłowanie do zmienności sytuacji mi na to nie pozwalają.

Czytaj więcej

 

Dołącz do mojej listy mailingowej

Bądź na bieżąco

Email

bottom of page