Prawo do bycia "kurwą"
- popaprana
- 28 paź 2016
- 5 minut(y) czytania

Wmawia się nam kobietom jakie powinnyśmy być, jak powinnyśmy się zachowywać, co lubić, co nam wypada a co nie. Już od najmłodszych lat młotkowane jesteśmy wiedzą jak mamy się malować, czesać, ubierać, wyglądać modnie (bo przecież, jak już nie mam na sobie czegoś modnego to wstyd na ulicy się pokazywać), pięknie posprzątać mieszkanie i elegancko przyjąć gości. W sferze damsko męskiej także znajdziemy mnóstwo powinności perfekcyjnej kobiety. Jak się zachowywać, żeby zwrócić na siebie uwagę płci przeciwnej, a czego nie robić, żeby przypadkiem jurnych samców nie odstraszyć, jak kokietować, wdzięczyć się, maślić, podniecać no i wreszcie moja ulubiona rada jak porządnie zrobić loda, (chociaż ta wiedza w porównaniu z pozostałymi typu, wydaje się najbardziej użyteczna). Tematyka kobiecych powinności różnorodna, ale mająca jeden wspólny element a mianowicie - jak innym zrobić dobrze. Wśród nich przewija się także seks, bo przecież trzeba wiedzieć jak obsłużyć tych wszystkich spragnionych podniet samców. Seks już dawno nie jest tematem tabu, na wszelakie intymne pytania profesor Google zawsze odpowie bez zażenowania. Seksualna rewolucja w toku!!! Ale czy tak do końca? Mogłoby się wydawać, że rozmowa o seksie, o fantazjach i gadżetach erotycznych, masturbacji może co najwyżej spowodować lekki rumieniec na twarzy statystycznej Pani Domu (z podniecenia oczywiście), ale już na pewno nie zgorszenie. No i ZONK, rozmowy o seksie, emanowanie seksem i przyznanie się, że się lubi zabawę „w te klocki” gorszy i oburza, o dziwo najbardziej zainteresowane czyli kobiety.
O zgrozo! Ogłaszamy się bojowniczkami o wolność, równość, miłość i sprawiedliwość a następnie same bojkotujemy te działania. A na czym polega ten bojkot? Już tłumaczę, otóż na tym, że swoje potrzeby upychamy w wielkie kufry i chowamy do szafy. Natomiast kobiety, które nie tylko o tych potrzebach mówią, ale po nie sięgają nazywamy kurwami. Kobieta mająca wielu partnerów jest szmatą, wyuzdaną puszczalską bądź niewyżytą rozpustną babą. Z kolei mężczyzna, który skacze z kwiatka na kwiatek to prawdziwy playboy, godny podziwu jurny ogier. Wobec mężczyzn nie jesteśmy już tak krytyczne i surowe jak względem samych siebie. Stajemy się przez to zwykłymi kurwofobkami, plujemy jadem na kobiety, które emanują kobiecością, seksapilem, mają odwagę pierwsze wychodzić z inicjatywą są pewne siebie i bez skrępowania sięgają po to, czego chcą nie zastanawiając się, co ktoś inny o nich pomyśli. W rzeczywistości chowamy się za tarczą kurwofobki, bo same też chciałybyśmy takie być, ale brakuje nam odwagi i pewności siebie. Wolimy, więc krytykować, bo to łatwiejsze niż wzięcie spraw w swoje ręce. Możemy też przy okazji połechtać nasze ego i wmówić sobie, że jesteśmy lepsze, bo dobrze ułożone, kulturalne, zawsze uprzejme, altruistyczne, potrzeby innych są ważniejsze od naszych, potrafimy się w pełni dla kogoś poświęcić, trzymać emocje na wodzy i być perfekcyjne we wszystkim. Perfekcyjne, ale czy szczęśliwe, żyjące w zgodzie z własnymi przekonaniami? Młotkowano nam do głowy, że emanowanie seksualnością i mówienie o swoich potrzebach, (o tych seksualnych w szczególności) zwyczajnie kobiecie nie wypada, to sieje zgorszenie, tylko pomioty szatana się tak zachowują, dlatego wszystkie mocherowe berety z pewnością noszą w kieszeniach flakonik wody święconej żeby taką kurwę odczarować i znów sprowadzić na dobrą drogę.
Celem wyjaśnienia nieścisłości terminologicznych muszę doprecyzować, że używając określenia kurwa nie mam absolutnie na myśli kobiet, które zarabiają ciałem. Mam na myśli kobiety, które mają świadomość swojej seksualności i nie są skrępowane powinnościowym bluszczem.. Prawo do bycia kurwą jest, więc prawem do podążania za swoimi potrzebami,intuicją, chęcią poznania samej siebie - wbrew tym, którzy uznają to za popaprany pomysł.
Wychowanie w chrześcijańskim społeczeństwie nie sprzyja troszczeniu się o własne potrzeby dlatego często przynosi więcej straty niż pożytku. To grzech myśleć o sobie, trzeba przecież dbać o dobro innych a o swoje na końcu, to grzech pożądać, masturbować się, fantazjować (czyli w żargonie kościelnym mieć nieczyste myśli), czerpać przyjemność z seksu, no chyba że seks jest jedynie środkiem do osiągnięcia głównego celu czyli posiadania dzidziusia. Nie chcesz mieć dzidziusia? Nie uprawiaj seksu to obrzydliwe. Chcesz spłodzić genialne dziecko? Zrób to szybko bez żadnego miętolenia się a potem wyrzygaj się i idź spać, tak jak w scenie z filmu „Chłopaki na Ibizie”. Straszenie piekłem wiecznym potępieniem i tym, że wyrosną nam włosy na rękach od masturbacji przynosi taki efekt, że jedziemy na ręcznym hamulcu, jesteśmy zablokowanymi, nieśmiałymi sierotami z ciągłymi wyrzutami sumienia, stawiającymi siebie w roli żałosnej ofiary. Następnie mamy mężów, robimy to po bożemu i jesteśmy zdumione całą tą seksualną podnietą. O co ten ambaras? Penis porusza się w przód i tył, wielkie mi rzeczy. Oczywiście celowo uogólniam, przecież nie wątpię w to, że wiele małżeństw nawet katolickich ma bardzo udane życie seksualne, chce tylko zwrócić uwagę na fakt, że aby to życie łóżkowe było naprawdę udane kobieta musi wiele sobie w głowie poukładać i stawić opór ogólnie przyjętym stereotypom.
Drugą sprawą która jej w tym niewątpliwie nie pomaga jest dążenie naszej kultury do perfekcjonizmu. Idealnie zrobione gwiazdy na okładkach magazynów, wyglądające jak nastolatki ze sterczącym, jędrnym biustem i kaloryferem na brzuchu mimo dawno już przeżytych 40 wiosen. Taki widok może być nieco demotywujący. Większość tych zdjęć jest przesadnie wyretuszowana mnóstwo gwiazd przeszło kilka operacji plastycznych żeby tak wyglądać, cała rzesza z kolei, zarabia ciałem (mam na myśli modelki nie prostytutki), dlatego poświęcają kupę czasu na dopieszczenie go, bo jest ich narzędziem pracy. Mimo, iż każda mądra kobieta doskonale wie, że są utopią, statkiem widmo i nie ma co się z nimi porównywać, jednak robi to – świadomie bądź podświadomie chce im dorównać. Wydaje nam się, że jeśli nie wyglądamy tak jak one tzn., że odstajemy, jesteśmy dziwne, nienormalne, gorsze. Cierpi na tym nasza pewność siebie i poczucie wartości. Zakompleksione, podchodzące do siebie bardzo krytycznie wkraczamy do sypialni. Co się dzieje wówczas? Zwyczajnie nie pozwalamy się dotykać w miejsca, które w naszym mniemaniu nie są idealne, robimy to przy zgaszonym świetle lub pod kołderką a na dodatek sypiamy z nieproszonymi gośćmi czyli całą chmarą naszych myśli: czy przypadkiem nie wyglądam głupio z tą miną na twarzy? A w tej pozycji nie mogę, bo będzie widać moje rozstępy, a lepiej nie wydawać takich dźwięków, bo to idiotyczne i nieprzyzwoite, co sobie inni pomyślą jak usłyszą? A, co jeśli okaże się beznadziejną kochanką? Na nasze i partnera nieszczęście odbieramy sobie w ten sposób całą frajdę. Trzymamy w cuglach naszą naturalną ekspresję i zapominamy o najważniejszym czyli o tym, żeby było nam po prostu miło i przyjemnie.
Ten dysonans, którego doświadczamy nie jest przyjemny. To tak, jakby ktoś zamknął nas w ciasnym kokonie i nie pozwolił rozwinąć skrzydeł. Dbanie o reputację i spełnianie oczekiwań innych jest bardzo męczące i zużywa mnóstwo naszej energii. Energii, którą można by spożytkować na skupieniu się na własnych potrzebach i wyciągnięciu po nich rękę, na pozwoleniu sobie na odrobinę snobistycznego egoizmu, który wbrew pozorom nie jest luksusem tylko prawem każdej szanującej się kobiety, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia i samobiczowania się. Czy chęć życia w zgodzie z samą sobą i bycia zwyczajnie zadowoloną to naprawdę wielka zbrodnia? Nawet jeśli ktoś miałby nas nazwać niewyżytą nimfomanką, no cóż, po co się sprzeczać. Tak, więc co teraz? Teraz zapominamy o tym, co myślą o nas inni, o tym, że nie jesteśmy idealne, wyłączamy guzik uruchamiający w nas Matkę Polkę chcącą wszystkim dogodzić i zwyczajnie dogadzamy sobie. Może być na początku trudno, ale jak mówi Joanna Keszka - „Co zyskamy jeśli tego nie spróbujemy?”
Comments